Jeśli macie na podwórku zabytkowy pojazd, który macie zamiar restaurować, albo jest to wrak nadający się na części, będziecie MUSIELI oddać go na złom. W przeciwnym wypadku zapłacicie grzywnę w wysokości OD 10 tys. zł! Te i inne równie ciekawe zmiany w przepisach proponuje Stowarzyszenie Forum Recyclingu Samochodów (FORS). Tego typu pseudo ekologii mówimy stanowczo nie!
Z
dużą ciekawością prześledziłem protokół z posiedzenia Komisji
Infrastruktury, które odbyło się 21 stycznia 2009 roku, w sprawie
projektu zmiany Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym. Projekt, któremu
przyporządkowano numer 1414, jeszcze przed pracami w Komisji obudził
zagorzałą dyskusję nad słusznością rozwiązań tam zawartych.
Celem planowanych zmian miało być umożliwienie ponownej
rejestracji pojazdu wycofanego z eksploatacji, nabytego w punkcie
demontażu pojazdów, także pojazdu wcześniej wyrejestrowanego.
Upraszczając, chodziło o wytrącenie urzędnikom z ręki argumentu
odmawiającego rejestracji takiego pojazdu jako zabytkowego, poprzez
uregulowanie prawnie tej sytuacji. Przepis taki pozostawałby w
spójności z przyjętą przez prawodawcę linią uproszczeń
rejestracyjnych pojazdów zabytkowych, przy jednoczesnym dopełnieniu
ewentualnych niejasności przy interpretacji przepisów.
Wszyscy
są zgodni co do tego, że sprawa zmierzała w jak najlepszym
kierunku, ku normalności. Dosyć niespodziewanie i z dużą dozą
stanowczości pojawił się jednak opór ze strony FORS
(Stowarzyszenie Forum Recyklingu Samochodów) z bardziej a
czasem i mniej racjonalnymi argumentami.
Główny argument podniesiony przez FORS dotyczy wykładni językowej przepisu - tzn.: w stacjach demontażu pojazdów nie ma pojazdów. A co jest? - odpady. Chodzi o konstrukcję prawną w postaci nazwy abstrakcyjnej (pojęcie prawne, które nie posiada swojego desygnatu, czyli nazwy w świecie rzeczywistym).
Według stanowiska FORS każda stacja demontażu pojazdów w Polsce jest magicznym miejscem: posiada specjalną bramę, po której przekroczeniu wszystko, co tam trafia przestaje być pojazdem a staje się odpadem - absurd, prawda? A przecież fizycznie cały czas jest to pojazd, ponadto nazwa instytucji sama w sobie zawiera słowo pojazd.
Tutaj
można rzeczywiście dyskutować i sprawdzać czy rzeczywiście nie
ma kolizji, czy nie jest ona pozorna i czy nie da się pogodzić
„zwaśnionych" przepisów - posługując się regułami
kolizyjnymi a także wykładnią. Natomiast przy założeniu, że ta
kolizja istnieje, trudno nie zgodzić się z uzasadnieniem wyżej
przytoczonego argumentu, które mówi, że nie jest celowe uchwalanie
pojedynczego przepisu, który burzy 2 ustawy (a więc szkodzi).
Zastanawiające
jest jednak zdanie następujące: „(...)Z pewnością wypracować
można inne, lepsze i przede wszystkim bezpieczniejsze sposoby
pozyskiwania aut zabytkowych aniżeli przywracanie do życia odpadów,
które trafiły do demontażu".
W
mojej ocenie zdanie zawiera nutkę złośliwości, a na pewno nie
można powiedzieć, by miało uzasadnienie w rzeczywistości, o czym
wie każdy pasjonat starej motoryzacji. To właśnie tam często
można znaleźć cenne i unikatowe pojazdy, które z najróżniejszych
powodów trafiły na złom, by dokonać żywota, a my chcemy
przywrócić je światu. Dlatego na łamach prasy zachęcam do
podjęcia wspólnych rozmów, które być może spowodują
wypracowanie jednolitego (nie sprzecznego) stanowiska i pozwolą
zlikwidować kolejny absurd.
Pozostając
przy FORS, podnoszę kolejną kwestię, która uderza w stopniu
mocniejszym niż poprzednia w posiadaczy pojazdów zabytkowych. FORS
przygotował projekt zmian kilku ustaw i przedstawił go Ministerstwu
Środowiska.
Niektóre
są bardzo mocno szkodliwe i wymagają stanowczej reakcji całego
środowiska pasjonatów i nie tylko.
Szczególnie
istotne są zapisy dotyczące zmian w Ustawie z dnia 20 stycznia 2005
r. o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji (Dz. U. Nr 25;
poz. 202 i Nr 175 poz. 1458 oraz z 2007 r. Nr 176 poz. 1236):
1)
po art. 3 dodaje się art. 3a w brzmieniu:
„Art.
3a. 1. Domniemywa się, że pojazd, który nie został zarejestrowany
zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. - Prawo o ruchu
drogowym, znajdujący się w miejscu, gdzie dokonuje się jego
naprawy lub rozbiórki, jest pojazdem wycofanym z eksploatacji.2.
Potwierdzenie domniemania, o którym mowa w ust. 1, następuje w
wyniku kontroli wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska.";
Skutek - każdy pojazd nawet nie zabytkowy (jeśli nawet celem właściciela była jego rejestracja za jakiś czas), a dajmy na to jest uszkodzony i dokonuje się jego naprawy, domniemywa się, że jest pojazdem wycofanym z eksploatacji, a potwierdza to inspektor ochrony środowiska. Projekt uderza mianowicie w podstawowe i bardzo mocne prawo rzeczowe, jakim jest prawo własności, w stopniu do tej pory nie do pomyślenia na Zachodzie, oraz monopolizuje demontaż pojazdów pod każdym względem na rzecz wnioskodawcy projektu.
Przepis
ten należy rozpatrywać w związku z następnym, co istotnie zmienia
jego wymowę.
2)
w art. 5 dodaje się ust. 3 w brzmieniu:
„3.
Dozwolone jest sprowadzanie pojazdów z zagranicy w celu poddania ich
demontażowi wyłącznie przez prowadzącego stację demontażu.";
a także:
3)
art. 18 otrzymuje brzmienie: „Art. 18 Właściciel pojazdu
wycofanego z eksploatacji przekazuje go wyłącznie do przedsiębiorcy
prowadzącego stację demontażu lub przedsiębiorcy prowadzącego
punkt zbierania pojazdów.";
Domniemanie
w mojej ocenie jest już na starcie zbyt kontrowersyjne i niespójne
z przepisami dotyczącymi sprowadzania pojazdów oraz kosztami, jakie
się ponosi. Prawodawca nakazuje opłacenie akcyzy w terminie 5 dni
od wprowadzenia pojazdu na teren RP - za każdy dzień zwłoki
przewidziana jest kara 200 zł, a więc jeśli sprowadzimy pojazd
dajmy na to uszkodzony (i oddamy do naprawy), opłacimy akcyzę i
będziemy zwlekali z rejestracją pojazdu, to wedle przytoczonego
projektu domniemywa się, że jest on wycofany z eksploatacji i
przekazujemy go wyłącznie do przedsiębiorcy prowadzącego stację
demontażu lub punkt zbierania pojazdów. Przy założeniu że pojazd
jest w miarę nowy, akcyza duża, to oddajemy państwu za darmo wiele
pieniędzy nie mając z tego nic, napełniając za to kieszenie
szrotom i złomowiskom. Śmiało mogę napisać, że w ten sposób
zostajemy ograbieni przez panów w białych rękawiczkach.
W
odniesieniu do 2): jeśli prowadzący stację demontażu sprowadzi
pojazd (nie odpad), to podlega akcyzie jak każdy z nas.
Obowiązek akcyzy jest jednokrotny (ale ustaje dopiero w momencie
prawidłowego opłacenia), w myśl dalszych przepisów projektu jest
obowiązany od nas przyjąć pojazd do demontażu, tym samym stając
się quasi-właścicielem a my przestajemy nim być. Jeśli więc
w mieście X 100 osób sprowadzi po jednym pojeździe 30-letnim o
pojemności powyżej 2 litrów i od razu go ze złomuje, dostając na
to zaświadczenie (obowiązek akcyzowy przechodzi na kolejnego
właściciela), spowoduje tym samym bankructwo stacji demontażu
pojazdu, a jeśli nawet podmioty te zostaną zwolnione z akcyzy,
spowoduje to wielkie straty dla Skarbu Państwa. Kolejną już nawet
nie kontrowersją, ale sprzecznością domniemania z przepisami jest
fakt, że prawodawca w przypadku pojazdów zabytkowych przewidział
możliwość nieograniczonego terminu pomiędzy uzyskaniem wpisu do
rejestru zabytków/ujęciem w ewidencji a rejestracją tego pojazdu,
dając czas na restaurację (w którym to pojęciu zarówno demontaż
jak i naprawa się mieści).
W myśli tego domniemania, jeśli pojazd jest wycofany z eksploatacji, mamy obowiązek oddać go na złom - co jest znowu sprzeczne z ustawą o ochronie zabytków.
A więc, po co tworzyć domniemanie, które przynosi więcej złego niż dobrego? A może po prostu wynika z nieznajomości przepisów przez osoby tworzące projekt?
Co
do pozwolenia sprowadzania pojazdu z zagranicy w celu poddania ich
demontażowi wyłącznie przez prowadzącego stację demontażu: skąd
każdy z nas może przewidzieć, że sprowadzając pojazd z zagranicy
z zamiarem jego rejestracji, nie okaże się, że brakuje nam środków
na jego rejestrację i postanowimy odzyskać pieniądze włożone w
auto poprzez sprzedaż poszczególnych części? Projekt ustawy
zakłada, że mamy taki pojazd (nie ważne czy zapłaciliśmy za
niego 5 tys. euro czy 100 tys. euro) oddać na złom i cieszyć się,
gdyż dostaniemy za niego jakieś 500 zł - sprawiedliwe?
W
uzasadnieniu projektu mowa jest o walce z „szarą strefą".
Niestety i my (posiadacze i pasjonaci zabytkowej motoryzacji) w
projekcie ustawy zostajemy zaliczeni do tej szarej strefy. Nikt
bowiem nie uwzględnił, że restaurując samochód potrzeba do tego
części (których często nie ma w ofertach, a już na pewno szroty
nimi nie dysponują). Wtedy najlepszym rozwiązaniem za równo
ekonomicznym jak i logistycznym jest właśnie kupno drugiego auta na
części. Wyżej wymieniony przepis zmierza ku ustanowieniu monopolu
na części, bo skoro nie możemy sami ich pozyskać z auta, które
musimy oddać na złom, to pewnie trzeba się udać po nie szrot,
gdzie dochodzi do „legalnej" rozbiórki i zgodzić się z
wygórowaną ceną narzuconą przez ideologicznie poprawnego
złomiarza.
Prawo własności - mimo że czytając ów projekt pierwszym skojarzeniem, jakie się nasuwa jest właśnie ograniczenie tego prawa, niemniej jako najbardziej doniosłe zostawiłem je na koniec. Zacznijmy od tego, iż ustawa zabrania sprowadzania pojazdu z przeznaczeniem na części, czyli po pierwsze ograniczenie przyjętej w UE zasady swobodnego przepływu towarów i usług, po drugie narzuca nam co mamy robić i czego mamy nie robić z naszą własnością (art. 140 KC), po trzecie grabi nas z własnych pieniędzy (zakup auta, opłacenie akcyzy i inne opłaty). Jakby tego było mało, w nieszczęsnym projekcie są i doniosłe społecznie sankcje:
Art.
53a. 1. Kto poza stacją demontażu dokonuje:
1)
usunięcia z pojazdów wycofanych z eksploatacji elementów lub
substancji niebezpiecznych, w tym płynów,
2)
wymontowania z pojazdów wycofanych z eksploatacji przedmiotów
wyposażenia lub części nadających się do ponownego użycia,
3)
wymontowania z pojazdów wycofanych z eksploatacji elementów
nadających się do odzysku lub recyklingu
-
podlega karze pieniężnej od 10 000 do 300 000 zł.
4.
Przy ustalaniu wysokości kary pieniężnej, o której mowa w ust. 1,
należy uwzględnić stopień szkodliwości czynu, w tym w
szczególności zakres naruszeń, ilość odpadów, rodzaj
stwarzanego zagrożenia dla środowiska oraz okoliczności
uprzedniego naruszenia przepisów dotyczących odpadów.
Zatem
zakładając, że posiadacz pojazdu, który służy jako dawca nie
zastosuje się do ustawy, ale inspektor ochrony środowiska uzna, iż
jego społeczna szkodliwość czynu była znikoma, gdyż przywracał
do życia cenny historycznie pojazd, wymierzy
mu najłagodniejszą karę 10.000 tys. zł. To więcej niż
przewidziana grzywna za niektóre występki w tym czyny chuligańskie.
Wydaje się zatem, że panowie z FORS cierpią na obsesję
zalegających wszędzie wraków zatruwających środowisko naturalne.
Jest
to też dosłowne nawiązanie do odrzuconego projektu druku 1414.
Skoro już teraz nie ma możliwości nabycia pojazdu zabytkowego (a
nie odpadu!) ze stacji demontażu, to po wejściu w życie tych
przepisów, wyczyszczeniu podwórek ze „złomu", dojdzie do
sytuacji dogorywania na złomowiskach jeszcze większej liczby
ciekawych pojazdów niż do tej pory oraz całkowitej bezsilności
pasjonatów. Bezsilności wynikającej nie z braku możliwości
odrestaurowania pojazdu, ale z powodu głupich przepisów. Przepisy
te najboleśniej uderzają w kolekcjonerów pojazdów zabytkowych.
Dlaczego zatem nikt nie spytał ich o zdanie?
Wobec tendencji wymyślania absurdalnych, ale za to własnych przepisów powstaje też pytanie: dlaczego nie można skopiować rozwiązań zachodnich sąsiadów, kiedy samemu nie potrafi się sporządzić niczego sensownego? W razie potrzeby służymy garścią prostych, doskonale funkcjonujących rozwiązań z innych krajów, których zaletą jest to, że nie traktują posiadacza starego samochodu jak potencjalnego truciciela i przestępcy.
Na koniec, parafrazując już przytaczany cytat:
„Z pewnością wypracować można inne, lepsze i przede wszystkim bardziej przemyślane sposoby pozyskiwania odpadów, aniżeli brutalne zawłaszczanie cudzej własności, oczywiście pod warunkiem że pomysłowi przyświecać będą słuszne powody, a nie chęć napełnienia sakiewki". Dlatego podjęliśmy decyzję że warto powalczyć o normalność, o efektach będziemy informować na bieżąco.
Na stronie www.classicauto.pl publikujemy apel protestacyjny, w sprawie szykowanych zmian. Zwracamy się do wszelkich klubów, stowarzyszeń zrzeszających miłośników zabytkowej motoryzacji o ściągnięcie go, podpisanie i wysłanie na adres redakcji (preferowany podpis prezesa lub zarządu). Pismo będzie dużym wsparciem w walce o normalność, którą zdecydowaliśmy się podjąć.